Poniedziałek, tydzień później po ostatnich wydarzeniach.
-Emily, wstawaj!- krzyknęła moja macocha. Niechętnie wstałam, chociaż można powiedzieć, że wyczołgałam się z łóżka. Od razu wyszłam ze swojej sypialni i podążyłam w kierunku łazienki. Przy drzwiach swojej sypialni stała moja nowa „mama", która ubrana była w puszysty, różowy szlafroczek.
-Szybko się ogarnij, bo muszę zacząć przygotowywać się do pracy.
-Masz dopiero na dziesiątą-powiedziałam do niej z kwaszoną miną.- A jest dopiero siódma-dodałam.
-Potrzebuję więcej czasu by wyglądać ekstra-powiedziała. Była zwykłą, pustą blondynką, dla której najważniejsze były tylko pieniądze, ciuchy i makijaż. Nie rozumiałam co mój tata w niej widział. Weszłam do łazienki z trzaskiem zamykając drzwi. Nienawidziłam tej pustej kretynki. Kiedy zemdlałam i znalazłam się w szpitalu ona powiedziała tylko, że robię to wszystko na pokazu. By ludzie zaczęli się mną interesować. Weszłam pod prysznic i tam szybko wykąpałam się. Kiedy skończyłam stanęłam przed lustrem i powiedziałam do siebie.
-Dzisiaj do nich podejdziesz. Zagadasz do nich i będzie dobrze. Na pewno cię polubią.
Codziennie tak sobie wmawiałam. Jednak gdy tylko chciałam podejść do naszej szkolnej elity nogi miałam jak z waty. Moje ciała odmawiało mi wtedy posłuszeństwa. Bo przecież to była Alice i Franky Williams, Blanca Mills, Chuck Cooper i Jimmy Ellis. Jest to piątka, najlepszych i najbardziej znanych osób w szkole. Na pewno nie chcieliby przyjaźnić się ze mną. Emily Parker. Trzynastoletnią dziewczyną, której nikt nie zna i którą nikt się nie interesuje. Chociaż kilka dni temu czerwono włosa zainteresowała się mną, kiedy to leżałam w szpitalu. Może kiedy zauważy mnie w szkole, przypomni sobie o mnie? Zawsze można przecież pomarzyć. Wychodząc z łazienki, stała przy niej macocha i z niecierpliwieniem czekała kiedy ją opuszczę.
-Dobrze, że już wyszłaś. Ile można tam siedzieć!- wrzasnęła, wymachując ręką i o mały włos nie trafiając mnie tipsami w twarz.
-Byłam tam piętnaście minut. Ty zazwyczaj siedzisz tam jakieś półtorej godziny.
-Nie pyskuj!- krzyknęła.- Idź lepiej szykuj się do szkoły-dodała, a ja ruszyłam w stronę swojego pokoju.- A i ojciec cię nie zawiezie! Jest już w pracy!- krzyczała, kiedy już byłam w swoim pokoju. Owinięta ręcznikiem i z turbanem na głowie podeszłam do małej szafy i zaczęłam ubierać się w szkolny mundurek. Najpierw nałożyłam na siebie białą koszulę na krótki rękaw, następnie szary, dłuższy sweter, krótką spódniczkę i krawat w kratkę oraz szare zakolanówki. Na stopy wsunęłam czerwone conversy, za kostkę, które były już poniszczone. Usiadłam na ziemi przed małym lustrem i zdjęłam z włosów ręcznik. Szczotką rozczesałam je, dokładnie rozdzielając przedziałek i układając grzywkę, którą miałam na lewą stronę. Tak samo jak Alice. Chciałam przefarbować sobie włosy na taki kolor jaki ma ona, jednak rodzice nie wyrazili na to zgody. Zaczęłam suszyć swoje brązowe włosy i kiedy skończyłam podniosłam się z podłogi i podeszłam do biurka. Wcześniej jeszcze wzięłam z opakowania z biżuterią i wyjęłam kokardkę, którą wczepiłam we włosy. Z biurka wzięłam gruby zeszyt, w którym znajdowały się najważniejsze dla mnie informacje o nich. Wklejałam i wpisywałam tam wszystko co znalazłam lub czego się dowiedziałam. Każdy ich papierek po lizaku, cukierku, gumie. Ich zdjęcia, które znalazłam w Internecie na ich facebooku czy twitterze. Lub wywoływałam zdjęcia, które sama zrobiłam przyglądając im się z ukrycia lub idąc za nimi. Wpisywałam tam wszystkie informacje jakie udało mi się o nich dowiedzieć. Ich imiona, data urodzin, informacje o rodzinie, przyjaciołach, z kim byli w związku i wiele innych. Znam nawet ich sekret, który polega na tym, że palą marihuanę w szkole. Wiem nawet jakie są ich ulubione miejsca, gdzie chodzą po szkole. Czy byłam jakaś nienormalna na ich punkcie? Wydaje mi się, że nie. Schowałam mój zeszyt do mojego czerwonego plecaka. Długo prosiłam o niego tatę. Dał mi go kiedy znalazłam się w szpitalu. Myślał, że w ten sposób wynagrodzi mi to, że nie zwraca na mnie uwagi. Narzucając na ramię mój prezent od ojca zbiegając po schodach poszłam do kuchni. Na stole stała kanapka. Oczywiście miałam ją w dupie, bo nie byłam głodna. Podeszłam do lodówki i zauważyłam, że przyczepiona jest do niej karteczka. „Jak nie chcesz kanapki to weź jabłko i wodę ~ TATA Xx”. Oczywiście tak zrobiłam. Wrzuciłam zimną, niegazowaną wodę i twarde zielone jabłko do plecaka i wyszłam z domu. Jak zwykle musiałam do szkoły jechać autobusem. Rzadko się zdarzało, żeby tata mnie wiózł. Czekając na przystanku do swojego iPhone’a podłączyłam słuchawki i zaczęłam słuchać One Direction. Przyjaźnią się oni z Alice, Franky i Blanką. A nawet między Niallem a młodszą Williams coś jest. Bo przecież napisali o nich w plotkarskiej gazecie. Autobus przyjechał, a ja usiadłam na swoim stałym miejscu obok Helen. Starszej pani, która każdego poranka, o tej samej godzinie jedzie na grób swojego męża. Kiedyś opowiadała mi jego historię. Jechał rano autobusem do pracy, ponieważ jego samochód się zepsuł. Niestety akurat tego dnia tego dnia autobus wpadł w poślizg i rozbił się. Kilka osób zmarło. I w tym mąż pani Helen.
-Dzień dobry-powiedziałam do siwowłosej staruszki, która w ręce trzymała bukiet fioletowych fiołków. Usiadłam obok niej a ona odpowiedziała.
-Witaj Emily.
-I jak się pani miewa?- zapytałam, wyjmując z uszu jedną słuchawkę. W tle nadal leciało One Direction.
-Każdego dnia lepiej-odpowiedziała, uśmiechając się.- A jak tam z tobą?
-Lepiej-odpowiedziałam. Kobieta sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej batona. Przysunęła go w moją stronę i powiedziała:
-Proszę, to dla ciebie. Ostatnio zmizerniałaś.
-Nie, dziękuję- powiedziałam pośpiesznie. Jednak kobieta nie dała łatwo za wygraną. Złapała moją dłoń i wepchnęła w nią czekoladowego batona.
-Nie dyskutuj ze mną tylko go weź i zjedz-spojrzałam na nią. Widziałam, że nie mogę jej odmówić. Schowałam słodycz do plecaka i kiedy zasuwałam zamek okazało się, że jestem już na szkolnym przystanku. Wstałam z siedzenia i żegnając się z Helen opuściłam autobus. Ruszyłam w kierunku szkolnej bramy i zauważyłam, że stoi tam już najświętsza piątka. Uśmiechnięci i rozgadani. Jak zwykle. Mieli zawsze siebie. Byli najlepszymi przyjaciółmi od dobrych kilku lat. Ja miałam tylko jedną znajomą. Panią Helen. Nasza szkolna elita uszczęśliwiona przekroczyła bramy szkoły. Ruszyłam za nimi. Często właśnie za nimi chodziłam. A oni i tak nie zwracali na mnie uwagi. Nawet nie wiedzieli, że istnieje. Weszliśmy do szkoły i każdy ustępował im drogę, a mnie co chwilę uderzali i potrącali. Nikt nawet nie zwracał na mnie uwagi. Bo przecież po co? Jestem tylko zwykłą, szarą myszką, która pogrążona jest we własnym idealistycznym świecie. Stanęłam przy swojej szafce, która znajdowała się jedną szafkę dalej od naszej elity i dzięki otwartym drzwiczkom mogłam schować się za nią i przysłuchiwać się temu o czym rozmawiają.
-Boże, jeszcze to mam-powiedziała Franky odklejając coś ze swoich drzwi.
-Zdjęcie twoje i Francaisa?- zapytała jej siostra. Starsza Williams rzuciła fotografię na ziemię.
-Oo, ktoś ma łezki w oczach-powiedział Chuck, który chciał złapać jej policzki. Ona klepnęła go w rękę i twardym głosem powiedziała:
-Nigdy więcej tego nie rób.
-Dobra chodźcie-rzekła czerwono włosa. I jak powiedziała tak zrobili. Całą piątką ruszyli na lekcję języka Angielskiego. Poczekałam kiedy zniknęli z mojego punktu widzenia i podeszłam do ich szafek. Z podłogi podniosłam zdjęcie, które opuściła starsza Williams. Fotografia była czarno-biała i znajdowała się na niej uśmiechnięta i przytulona do Francaisa, Franky. Rozejrzałam się czy nikt przypadkiem mi się nie przygląda. Na szczęście korytarz był całkowicie pusty. Wróciłam do swojej szafki i z plecaka wyjęłam swój zeszyt. Szybko wsadziłam tam zdjęcie i trzaskając drzwiczkami ruszyłam na lekcję Francuskiego.
*Lunch*
Jak zwykle usiadłam na samym końcu stołówki. Z plecaka wyjęłam zielone jabłko i nie zimną już niegazowaną wodę. Owoc postawiłam na stół, a butelkę szybko odkręciłam. Przez połowę dnia znowu nic nie jadłam i wiedziałam, że może woda postawi mnie do pionu. Kiedy wypiłam już ponad połowę do ręki wzięłam jabłko i zaczęłam bawić się nim w rękach. Ugryzłam mały kawałek i przez dłuższy czas gryzłam go, przyglądając się ludziom. A głównie naszej fantastycznej piątce. Chuck i Jimmy jak zwykle jedli hamburgery a Franky z Blancą frytki. Alice tak samo jak ja jadła jabłko. Chociaż ona ani razu go nie ugryzła. Jimmy przyglądał mi się. Kiedy zauważył, że na niego patrzę powiedział coś do całej grupy. Nadal bacznie im się przyglądałam. Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja odwróciłam wzrok. Jednak kątem oka widziałam, że Alice mówi coś do nich i po chwili z jabłkiem w ręku wstaje i idzie w moim kierunku. „Boże nie wierzę!”, pomyślałam z radością. Ręką zaczesałam pasmo włosów za ucho i uśmiechnęłam się do Alice, która ręką pomachała mi. Usiadła naprzeciwko mnie i powiedziała:
-Cześć. Emily, prawda?- zapytała, miło uśmiechając się.
-Tak-odpowiedziałam, nieśmiało uśmiechając się. Nie potrafiłam jej spojrzeć prosto w oczy. Za bardzo denerwowałam się tym, że ZNOWU rozmawiam z Alice Williams. Z dziewczyną, którą mam za swój autorytet.
-I jak się trzymasz?- zapytała przerzucając swój owoc z jednej ręki do drugiej.
-Jak widać, jem-powiedziałam obracając rękę w której trzymałam swoje jabłko. Alice nachyliła się i szeptem zaczęła mówić.
-Mogę mieć do ciebie prośbę. Pomóż mi jak anorektyczka, anorektyczce-poprosiła, a ja potwierdzająco kiwnęłam głową.- Możesz wziąć moje jabłko. Franky chce bym je zjadła, ale wiesz jak to jest… Później możesz je wyrzucić. Albo zjeść, jak wolisz.
-Pewnie-odpowiedziałam, a ona w ledwo widoczny sposób podała mi swoje jedzenie. Ja wrzuciłam je do swojego plecaka i znowu uśmiechnęłam się do Alice. Ona zadowolona z tego, że udało pozbyć się swojego jedzenia powiedziała.
-Powinniśmy się dzisiaj spotkać. Może w Starbucksie w galerii tej, blisko szkoły?- zaproponowała, a ja nie mogąc wykrztusić ani słowa tylko potwierdzająco kiwnęłam głową.- To o piątej. Do zobaczenia-powiedziała odchodząc od mojego stołu i wracając do swoich przyjaciół. Podekscytowana faktem, że spotykam się dzisiaj z Alice nie miałam już ochoty już jeść. Wyrzuciłam swoje jabłko i jej do śmietnika, który znajdował się blisko mojego stolika i zabierając swoją torbę ruszyłam pod gabinet gdzie miałam mieć teraz sztukę. Wychodząc, przez ramię spojrzałam na naszą elitę. Także zbierali się już do opuszczenia szkolnej stołówki.
*Po lekcjach*
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek oznaczający, że dzisiejszego dnia mamy już koniec lekcji, jak oparzona wstałam i można powiedzieć, że wybiegłam z klasy. Nawet nie poszłam do swojej szkolnej szafki by zostawić niepotrzebne mi książki. Jednak musiałam śpieszyć się by wyrobić się na spotkanie z Alice. Miałam nadzieję, że któreś z rodziców będzie w domu i będzie miało możliwość zawiezienia mnie do galerii. Biegiem ruszyłam na przystanek autobusowy z nadzieją, że zdążę na ten o godzinie 4.02. Na szczęście udało mi się, ponieważ przyjechał w tym samym momencie kiedy dobiegłam. Niestety nie miałam teraz gdzie usiąść, ponieważ w autobusie panował tłok. Spojrzałam na kobietę i chłopczyka, który był w naszym szkolnym mundurku. Chłopiec objadał się czekoladowym batonikiem. Kiedy skończył go jeść, ze smutkiem spojrzał na swoją mamę.
-Nie mam więcej-powiedział do niego, także smutnym głosem. Ja przypomniałam sobie o tym, że dzisiaj rano pani Helen podarowała mi batona. Wyjęłam go z kieszeni plecaka i podałam małemu chłopcu.
-Dziękuję-powiedział słodkim głosikiem. Uśmiechnęłam się, do niego i jego mamy, a ona z wdzięcznym uśmiechem na ustach kiwnęła głową w geście podziękowania. Autobus zatrzymał się, a ja wyskakując z niego pobiegłam do swojego domu. Będąc już przy drzwiach wyjęłam z torby klucz i szybko przekręciłam go w zamku.
-Tato! Tato!- krzyczałam, przechodząc przez próg mieszkania.
-W kuchni!- odkrzyknął, a ja pobiegłam do niego. Przytuliłam siwiejącego już mężczyznę i zerwałam z gałązki jedno winogrono i połknęłam je.
-Co taka szczęśliwa jesteś?- zapytał tata, przerywając pracę nad jakimiś dokumentami.
-A nic, tak jakoś. Tato-powiedziałam spoglądając na niego i mówiąc słodkim głosikiem.- Mógłbyś zawieść mnie do galerii obok szkoły?
-A po co?- zapytał, poprawiając okulary, które zsunęły mu się na nos.
-Umówiłam się tam z Alice.
-O może wreszcie mógłbym ją poznać. Tyle razy ona zabierała cię do siebie i w ogóle od tak dawna jesteście przyjaciółkami. Masz tyle jej zdjęć na ścianie powieszonych. Tak samo Blanki, Franky, Jimmy’ego i Chucka. Chciałbym ich w końcu poznać. Może ich…
-Nie-przerwałam mu.-Po prostu zawieziesz mnie tam?- zapytałam ponownie. On tylko zdziwiony tą sytuacją kiwnął potwierdzająco głową. Wstałam i poszłam do swojej sypialni. Szybko zdjęłam z siebie szkolny mundurek i w szafie zaczęłam szukać jakiś ładnych ciuchów. Nie mogłam przecież zrobić sobie wstydu przy Alice. Wybrałam dla siebie beżowy sweter przez głowę, granatową, plisowaną spódniczkę w kwiatki i beżowe jazzówki. Telefon oraz portfel, który był podróbką Prady schowałam do brązowej torby. Poprawiłam swoją fryzurę, wczepiając porządnie we włosy kokardkę. Lekko pomalowałam oczy tuszem i gdy już byłam gotowa z radością zbiegłam ze schodów.
-Gotowa?- zapytał tata, a ja potwierdzająco kiwnęłam głową.- To chodź-powiedział i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do czerwonego samochodu taty i ruszyliśmy. Za dużo nie rozmawialiśmy. Rzadko kiedy się do mnie odzywał. Po śmierci mamy nie mieliśmy ze sobą żadnych wspólnych tematów.
-Pamiętasz, że jutro masz spotkanie z panią Isabellą Simpson?- zapytał, a ja potwierdzająco kiwnęłam głową.- To idź do niej od razu po szkole. Mnie i Monic jutro do bardzo późna nie będzie, ponieważ musimy iść pozałatwiać sprawy służbowe i w ogóle. Poradzisz sobie?
-Tato nie mam już dwóch lat. Umiem myśleć-powiedziałam przewracając zdenerwowana oczami.
-Ostatnio też tak mówiłaś, a co się stało. Wylądowałaś w szpitalu-odpowiedział lekko zdenerwowany.
-Tato nie zaczynaj-powiedziałam, a on zatrzymał się. Byliśmy już na miejscu-Pa, wrócę autobusem z Alice.
On nic nie odpowiedział, a gdy zamknęłam drzwi od razu odjechał. Głośno westchnęłam i ze sztucznym uśmiechem weszłam do galerii. Panował tam duży tłum i z głośników leciała muzyka. Jednak żeby ją usłyszeć trzeba było się przysłuchać. Ruszyłam w kierunku Starbucksa. Kawiarnia znajdowała się w samym środku galerii. Weszłam do środka i zauważyłam, że Alice jeszcze nie ma. Usiadłam na białych, skórzanych fotelach i rozejrzałam się. Ściany były w kolorze cappuccino i co jakiś czas wisiały większych rozmiarów obrazy, które przedstawiały głównie rozsypane ziarenka kawy lub przyrządy do jej robienia. Przyglądałam się ludziom w kafejce kiedy nagle do środka wbiegła czerwono włosa. Ubrana była w biały, dłuższy sweter, który potraktowała jako sukienkę, czarny kapelusz i brązowe baleriny. Miała także brązową torbę.
-Przepraszam za spóźnienie. F nie zdążyła się ogarnąć. Bo wiesz jechała do Harry’ego- powiedziała pośpiesznie siadając naprzeciwko mnie.
-Nic się nie stało. Sama przed chwilą przyszłam-powiedziałam uśmiechając się do niej.
-Chcesz kawę?- zapytała, a ja przecząco kiwnęłam głową.- Tak, ja też. Jest zbyt…
-Tucząca-powiedziałam i obje zaczęłyśmy się śmiać na głos.-A to prawda?- zapytałam, kiedy przestałyśmy się śmiać.
-Ale co?- zapytała, nie rozumiejąc moich słów.
-Ty i on-powiedziałam, szczerze uśmiechając się.
-Jesteśmy przyjaciółmi. Ale kiedyś… W dalekiej przyszłości chciałabym z nim być. Ale nie mów mu-dodała pośpiesznie.
-Nie mam zamiaru. Słowo harcerza, że nikt się nie dowie-powiedziałam, kreśląc palcem na piersi krzyżyk. Alice się zaśmiała, a ja zapytałam, o kolejną rzecz, która mnie interesowała.- Dlaczego? Dlaczego zaczęłaś się odchudzać?
Ona przez chwilę milczała i zaczęła zagryzać usta. W końcu zaczęła mi opowiadać.
-Miałam trzynaście lat. Byłam w twoim wieku. Co chwilę ktoś mówił mi, „Dlaczego nie jesteś taka jak Franky?”, „Franky jest idealna”, „Jej niczego nie brakuję.”. Codziennie słyszałam takie słowa. Wiesz jakie to jest irytujące? Do dzisiaj często zdarza mi się to usłyszeć. Pewnego dnia stanęłam przed lustrem i zaczęłam się sobie przyglądać. Złapałam się za brzuch-powiedziała zamykając oczy i głośno wzdychając.- Przeraziłam się tym co zobaczyłam. Zaczęłam ograniczać Fast foody, słodycze i w ogóle jedzenie. Codzienne ćwiczenia i dużo wody. Czasem nawet wymioty. Teraz przez cały dzień potrafię zjeść tylko jabłko, może nawet nie całe. Czasem zjem więcej.
-Wiem. Mam tak samo-powiedziałam ze smutkiem w głosie.
-Zaszalejmy dzisiaj-powiedziała zadowolona jak nigdy. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
-Alice, gdzie my idziemy?- zapytałam, gdy ona biegnąć ciągnęła mnie przez galerię.
-Do McDonalda. Zjemy coś tuczącego-powiedziała spoglądając na mnie przez ramię i uśmiechając się. Nie miała najmniejszej ochoty jeść, jednak wiedziałam, że chce ona dla nas jak najlepiej. Stanęła przy kasie i kiedy wysoki mężczyzna uśmiechnął się do niej przyjemnie, ona słodkim głosikiem powiedziała:
-Dwa cheeseburgery.
-Już się robi-odpowiedział mężczyzna.
-Idź zajmij jakiś stolik, ja poczekam na nasze zamówienie-powiedziała, a ja ruszyłam do dwuosobowego stolika, który był wolny. Usiadłam przy nim i czekałam na swoją koleżankę. Po chwili przyszła do mnie z naszym zamówieniem. Usiadła naprzeciwko mnie i podała mi moją porcję jedzenia. Alice rozwinęła swojego cheeseburgera i ja zrobiłam to samo. Nawet, nie wiedziałam czemu. Przecież nie byłam głodna.
-Na trzy- powiedziała, cały czas się uśmiechając.- Raz… Dwa… Trzy
Kiedy wypowiedziała te słowa, obje ugryzłyśmy naszą kanapkę. To nie był mały kęs, tylko duży. Wydawało mi się, że nie byłam głodna. Jednak ja ciągle chciałabym coś jeść. Alice tak samo jak ja pochłaniała cheeseburgera z niewiarygodną szybkością. Nawet nie zauważyłyśmy kiedy zjadłyśmy wszystko.
-To chyba wystarczy nam na najbliższe kilka dni-powiedziała, a ja tylko uśmiechnęłam się do niej.- Wiesz co jest jeszcze najgorsze?- zapytała, a ja domyśliłam się, że kontynuuje ona swoją opowieść, którą zaczęła mówić w kawiarni.- Że nie jestem taka jak Blanca. Dlaczego ona bez żadnego problemu może z każdym porozmawiać? I każdy chce z nią być. Tak samo z Franky. Z każdym potrafi się zaprzyjaźnić. Co ja gadam, to z nią każdy chce się zadawać. Nie dziwię im się. Piękna, chuda, zabawna.. Nie to co ja. Chłopacy do niej lgną, a ona ich odpycha. To jest w niej takie...wow. - Pochłaniałam słowa Alice z przyjemnością, starając zapamiętać się jak najwięcej. -O przepraszam telefon mi dzwoni-powiedziała sięgając do swojej torebki i wyjmując swojego iPhone’a.- Halo?- zapytała odbierając.- Tak Niall, jestem w galerii. Z kim? Z taką dziewczyną, poznałam ją w szpitalu jak z tobą byłam. Mogę przyjść. Za około trzydzieści- czterdzieści minut będę-powiedziała i się rozłączyła.- Przepraszam Emily, ale jakaś ważna sprawa. Muszę iść- powiedziała odchodząc ze stołu.
-Nic się nie stało. Pozdrów go i resztę- powiedziałam, a ona machając mi i szła w kierunku wyjścia. Kiedy już jej nie widziałam głośno westchnęłam i oparłam się o oparcie. „I oto koniec mojego wspaniałego dnia.”. Chciałam już odejść od stolika kiedy nagle przypomniałam sobie o papierku po cheeseburgerze, który zostawiła Alice. Nie wyrzuciłam go do śmietnika tak jak zrobiłam ze swoim. Schowałam go torby, by wkleić go do zeszytu.
Nowa Bohaterka :
Emily Jessica Parker (Em, Ems, Parker)
Wzrost: 164 cm
Waga: 39 kg
Kolor włosów: brązowy
Kolor oczu: piwny
Kolor cery: blada
Miejsce urodzenia: Bristol, Wielka Brytania
Data urodzenia: 1 stycznia 1999
Wiek: 13 lat
Znaki szczególne: -
Rodzina:
-Macocha: Monica; kosmetyczka
-Ojciec: Rich; prawnik
Hobby: zdobywanie informacji na temat ludzi
Charakter: Emily jest osobą skrytą i samotną. Chodzi do Rossall School wraz z Alice, Franky, Blanką, Chuckiem i Jimmy’m jednak nie do tej samej klasy co oni. Jest zafascynowana elitą swojej szkoły i na ich temat wie bardzo wiele. Umie powiedzieć kiedy każde z nich się urodziło, co je zazwyczaj na lunch, co robi na przerwach, gdzie spotykają się po szkole, z kim kiedyś było w związku, z kim się całowało. Wie wiele o ich rodzinie, imiona rodziców i rodzeństwa, oraz gdzie pracują lub do jakich szkół chodzą. Wie także o tym, że palą marihuanę, co jakiś czas łykają tabletki, spożywają alkohol i są znajomymi One Direction. Prowadzi nawet o nich specjalny zeszyt, gdzie wpisuje informacje na ich temat, wkleja zdjęcia, które robi im z ukrycia w szkole lub ściąga z Internetu oraz wkleja tam ich papierki po batonach, cukierkach, gumach itp. Jest ich psychofanką. Najbardziej „zauroczona” jest Alice. Fascynuje ją jej charakter, styl i uroda. Zazdrości jej chyba wszystkiego i stara naśladować się jej styl poprzez kopiowanie (grzywka na bok, kokardki we włosach, gestykulacja, sposób ubierania itp.). Popadła w anoreksję, ponieważ chciała być idealna tak jak młodsza Williams, jednak zdziwiła się kiedy okazało się, że ona także na to choruje. Jej macocha jest 24-letnią blondynką, dla której najważniejsze są pieniądze, uroda i błyskotki. Niezbyt interesuje się nią i uważa, że anoreksja jej pasierbicy jest tylko na pokaz. Jej ojciec po śmierci jego żony pochłonięty jest w pracy. Nie zwraca większej uwagi na swoja drugą żonę oraz Emily.
Pytanie do was:
Jak myślicie jak potoczą się losy Alice, Blanki i Franky?
+ktoś chciał nasze tt:
Alice: @dstylesandhoran
Franky: @nrygasiewicz
Blanca: @wiku97